KORFOWE ARABIANS

Komentarze do artykułu Czyż nie dobija się koni? In memoriam Zaabibi, czyli o tym, jak księża bawią się w kawalerię zamieszczone na forum dyskusyjnym Końskiego Portalu Internetowego www.horses.com.pl

Comments to the article Czyż nie dobija się koni? In memoriam Zaabibi, czyli o tym, jak księża bawią się w kawalerię posted on Horse Internet Portal www.horses.com.pl


53. Pani Dorocie Pardeckiej gratuluję bijącego w sedno artykułu w świątecznym numerze tygodnika "NIE".
  Koniarz 31-12-2000
     


52. Przeczytałam artykuł, oraz komentarze do niego dść wnikliwie i muszę stwierdzić, że brak mi słów. Znalazłam tu peany pochwalne na rzecz człowieka (wszystko jedno księdza czy nie), który jest podobno "wspaniałym hodowcą", "idelanie dogadywał się z koniem", "potrafił znaleźć wspólny język", "obłaskawił znarowioną klacz" itp. itd.. A jednak ten "wspaniały hodowca" i "kawalerzysta z wyczuciem i darem od Boga" spowodował śmierć konia. nIe postarał się o sekcję zwłok, bo przecież "tak samo poadłą klacz jego przodka", cóż za cudowne i logiczne rozumowanie. Obrońcy tego wspaniałego jeźdźca atakują autorke artykułu, jakoby ziała nienawiścią do księży, kawalerzystów i nie umiała na dodatek trenować koni. Jak sie w taki razie stało, że tak wspaniały terner nie zauważył zmęczenia konia? Że nie postarał się o zbadanie klaczy przy pierwszych niepokojacych objawach? Otóż wydaje mi się, że albo ich po prostu nie widział - czyli taki z niego koniarz jak i ze mnie (nie jeżdżę), albo miał tow d..., (przepraszam za sformułowanie) - a to znaczy że taki z niego człowiek..... tu proszę sobie dopowiedzieć. Nie jest dla mnie ważne czy kawalerzysta ten jast księdzem, rabinem, popem czy zwykłym człowiekiem: krawcem na przykład. Swoimi "rewelacyjnymi" metodami doprowadził konia do śmierci i to jest istotne. Kapłaństwo tego człowieka ma tylko jedno znacenie w tej sprawie, udowadnia, że księża są wciąż jeszcze bezkarni i mogą oczekiwać dużego poparica od wiernych nawet, jeśli sprzeniewierzą się zasadom zwykłego miłosierdźia, a także wbrew logice i odpowiedizlności za własne czyny. Pani Joanno, nie jeżdżę konno, nie trenuję, ale podziwiam konie za ich piękno, życzę pani sukcesów w pracy i już nigdy takich przykrych wydarzeń w życiu. A księdzu życze więcej pokory, bo nawet nie przeprosił za wyrządzone zło. I nie jest tu istotne teraz czy klacz przyszła do niego z zaniedbanymi kopytami czy mie. To po jego siodłem padła, a nie w stajni pani Joanny.
  Magdalena L. 21-12-2000
     

51. A czyja to wina, że nie było sekcji zwłok? A że sprawa jest ważna, to powiem tylko tyle, że 11 listopada w pewnym mieście, pewien człowiek, uważający się za kontynuatora tradycji kawaleryjskich, kłuł konia szablą w słabiznę w ramach skarcenia konia, bo nie chciał równo stać w rzędzie podczas przemówień oficjeli. Trzeba zacząć wołać na alarm, bo los koni w Polsce jest straszny. Chodzą w pseudo klubach po 12 h dziennie, są poobcierane (spotkałem się z zakładaniem na popręg torebki foliowej i smarowanie obtarcia masłem!!!), niedrobaczone, kłute widłami i stojące po pęciny w nawozie. A potem jeszcze wiezione setki kilometrów do jakiejś włoskiej ubojni. A może to się nie dzieje, a tylko ja mam chora wyobraźnię?
  Paweł Rozdżestwieński 06-12-2000
  konikhdj@hot.pl  


50. Cz. I Wielce Szanowna Pani Joanno przeglądając strony Końskiego portalu internetowego www.horses.com.pl natknąłem się na Pani artykuł. Po zapoznaniu się z zamieszczonymi komentarzami postanowiłem również i ja podzielić się własnymi spostrzeżeniami. Jestem od 4 lat właścicielem pięknej 7 letniej wielkopolskiej klaczy i 6 letniego ogiera Rockiego. Od kilku pokoleń w naszej rodzinie nie było takiego dnia, kiedy to stajnia stała pusta ( oczywiście nie chcę się tutaj porównywać do tak wspaniałych hodowców jaką jest Pani Joanna). Jak już wspomniałem cała rodzina jest zakochana w koniach. Mój dziadek był kawalerzystą i brał udział w kampanii wrześniowej, tata chociaż ma swoje lata nie rozstaje się z końmi. Miłość do Koni i Kawalerii wniosłem z tradycji rodzinnych. Trudno mi sobie wyobrazić choćby jeden dzień bez konia. Ale do sedna. Bardzo sobie cenię, którzy są posiadaczami koni, gdyż konie uczą wrażliwości, miłości i zaufania do innych, wdzięczności. Dziadek ciągle mi przypominał, iż posiadanie koni zobowiązuje nas do szarmancji; wysokiej kultury osobistej (tym bardziej do tego zobowiązani są ci, którzy od 10 lat są hodowcami koni arabskich). Konie to rzeczywiście piękne stworzenia! Bardzo mnie cieszy fakt, że ciągle powiększa się nasza „Rodzina miłośników koni i jazdy konnej”. Jak w każdej rodzinie powinna panować miłość, bezinteresowność i szacunek, również i w rodzinie miłośników koni w/w powinny zająć należyte miejsce. Koń w tradycji polskiej zajął szczególne miejsce i raduje się moje serce z tego, iż są Ludzie, którzy szerzą tradycje kawaleryjskie, którzy z koniem stanowią jedną całość jak stanowili ją nasi pradziadowie i dziadowie. Nikt z nas nikomu nie może zabronić bycia patriotą i krzewienia polskiej kultury, a wręcz przeciwnie pomagajmy tym osobom.
  Zbyszek P 05-12-2000
     


49. CzII Tyle w ostatnich czasach nienawiści, wrogości do tego co polskie, co piękne i dobre – szkoda, że takie nastroje wkradają się również do „Rodziny miłośników koni”. Trudno mi jest powiedzieć, co Pani chciała osiągnąć przez swoją wypowiedź. Na pierwszy rzut oka może i rzeczywiście chodzi o „miłość do koni”, bezinteresowność, ukazanie szlachetności swego serca ( bo konie nas tego uczą, jeśli rzeczywiście je kochamy). Jednak po analizie tekstu nasuwa się myśl – TO NIC INNEGO JAK TANIA REKLAMA! (10 letniego hodowcy koni arabskich). Dlaczego? Pani Joanna w pkt. 13 wypowiada się na temat pielgrzymki na Jasną Górę, jaki to wspaniały pomysł itd., opowiada o pracy wykonanej w czynie społecznym – i bardzo pięknie, ale natychmiast skarży się, że nie otrzymała za pracę nawet „Bóg zapłać”- i tym jednym zdaniem przekreśliła wiele zdań wypowiedzianych na temat bezinteresowności. Czy człowiek o szlachetnym sercu i wyższych uczuciach może opowiadać publicznie o tym jak to Pani po preferencyjnych cenach sprzedaje konie i akcesoria? Człowiek szlachetny czyni to z potrzeby serca i miłości do koni. Zastanawiam się również kim, bądź czym są sędziowie, którzy oceniają pracę jeźdźca z koniem podczas konkursu „Liberty Class”. Myślę, że są to fachowcy; skoro oni pozwolili na to, aby klacz została położona na ziemię a na dodatek Ks. A. Dmochowski zajmuje I miejsce, to pytam kim Pani jest i w jakim świetle stawia Pani tychże sędziów? Zastanawia mnie również fakt posiadania przez Panią zdjęć i kaset z nagraniami Zaabibi, na których jest ona „maltretowana” przez Ks. Dmochowskiego. Człowiek o tak delikatnym sumieniu jak Pani (bo taka Pani postać jest ukazana w artykule – pozornie) nie powinna oglądać takich scen, a tym bardziej gromadzić zdjęć i nagrań, chyba że ze względu na reklamę i pieniądze.
  Zbyszek P 05-12-2000
     


48. CzIII Nie szanuje również Pani drugiego człowieka. Człowiek spostrzegany jest tylko przez pryzmat korzyści, co ja będę z tego miała? Przykro mi jest, że nie ma Pani również szacunku do Pana prof. Ludwika Maciąga, ciekawe co On czuje? Czy zastanawiała się Pani nad tym? Profesor został wciągnięty i wykorzystany do Szanownej Pani interesów. Faktem jest, że Zaabibi padła, ale nie wiemy dlaczego, nie możemy powiedzieć, że przyczyną zgonu było przemęczenie. Nie było sekcji. Zaabibi była koniem zaprawionym do rajdów. Sam jeżdżę często na długie odcinki do 80km; koń czuje się dobrze. Można zadać pytanie, dlaczego nie było sekcji? Dziwię się, iż takie pytanie miało miejsce. Mój tata przeżył podobną sytuację kiedy to przy porodzie padła piękna klacz o imieniu Gwiazda. Wezwany lekarz chciał dokonać sekcji a mięso oddać lisom. Tata nie pozwolił sam wykopał dół i zakopał Gwiazdę. Kiedy dzwoniąc do domu pytając o gwiazdę i jej potomstwo (byłem na uczelni) w słuchawce usłyszałem szloch i słowa „Gwiazda przy porodzie padła”. Długo po tym wydarzeniu dochodziliśmy do siebie. Na pewno Ks. Dmochowski przeżył to samo. Jak kochanego konia można ciąć, pytam po co? I tak ból jest wielki. Pani jako osoba szlachetna (bo za taką się Pani uważa) powinna pomóc tym bardziej jeżeli łączyła was znajomość. Zawsze chciałem mieć konia krwi arabskiej a na dodatek maści szpakowatej. Po tym artykule nie chciałbym mieć nawet najpiękniejszego konia z Pani stajni podarowanego mi przez taki autorytet, jakim jest Pan prof. L. Maciąg wraz z setką swych obrazów. Z uszanowaniem
  Zbyszek P. 05-12-2000
     


47. Należy tylko współczuć bezmyślności. I to, że osoba jest księdzem nie może z góry osoby usprawiedliwiać. A skomentować pragnę wypowiedź p. Joli Pieszak (39). Pewna Malwina poszła z karawnaą dalej - kupiła sobie drugiego konia......
  Karolina Zabłocka 02-12-2000
     


46. Witaj Joanno!
Nie mam pojęcia ile masz lat. Więc zwrócę się pani Joanno.
U nas w stajni we Wrocławiu w 1999 r. też w listopadzie odbywał się Hubertus. Brało w nim udział wiele koni, a także mój ukochany folblut: 6-letnia kara klacz , która była własnością pewnej Malwiny. Koń już wcześniej okazywał zmęczenie. Koń już wcześniej o mały włos nie padł ze zmęczenia. Jako osoba 17-letnia jeżdżąca 3 lata zauważyłam, że klacz jest przemęczona. Prosiłam Malwinę, aby nie brała udziału w Hubertusie na tym koniu. Ona jednak stwierdziła, że to jest jej koń.
Podczas Hubertusa widziałam jak klacz biegła – biedna wyczerpana, gdyż przed dwoma dniami powróciła z rajdu z Krakowa. Malwina zajęła jedno z ostatnich miejsc. Była tak zła na konia, że półtorej godziny jeździła na klaczy, galopowała i cudowała. Po 3 tygodniach klacz padła (z przemęczenia). Została zajeżdżona. Jej kłąb był obtarty i miała rany. Byłam załamana faktem, że tej klaczy już nie ma.
A Malwina, nawet nie płakała. Po tygodniu czasu kupiła nowego konia, którego traktuje w ten sam sposób. Napisałam do Ciebie, ponieważ opisujesz podobną sytuację. Może byś poradziła mi w tej sytuacji.
  Amazonka 27-11-2000
     


45. Zbierając relację do monografii 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich znalazłem i takie relacje, w którym wspomina się, że nawet podczas walk w kampanii wrześniowej 1939 roku oszczędzano maksymalnie konie, a nawet karano za nieuwagę i zadawanie nawet nieumyslnego bólu. Ranne pod Wólka Węglowa, podczas szarży 19 września 1939 roku konie były pieczołowicie opatrywane i leczone przez weterynarzy... Wspomnę tu tylko o klaczy "fasada" dowódcy I plutonu 3 szwadronu ppor. Gerarda Korolewicza, która mniemał że utracił podczas szarży, ale odnalazł ją właśnie opatrzona i leczoną w Warszawie... Por. Cydzik z 13 p.uł. nie wygrał przedwojennego rajdu plutonów ckm, bo padło podejrzenie, ze po trzech dnaich rajdu JEDEN Z KONI Z CAŁEGO PLUTONU podejrzewany jest o małe obtarcie... Może powinnismy brać przykład z przedwojennych oficerów i zawodowych podoficerów kawalerii, którzy wiedzieli co naprawdę znaczy koniecznośc takiego zbudowania zaufania miedzy ułanem a jego koniem, aby mogli razem ruszyć do boju. Szanujmy konie, bo inaczej nie będziemy kawalerzystami... Paweł Rozdżestwieński 14 DH im. 14 p.uł. Sochaczew1
  Paweł Rozdżestwieński 25-11-2000
  konikhdj@hot.pl  


44. Droga Pani Joanno,
Nie sądziłbym nigdy, ze spontaniczna reakcja na krzywdę zwierzęcia może wywołać tyle złości, jadowitej polemiki i wręcz erupcje niekompetencji.
Fascynuje mnie również, że strona "pozwana" nie próbuje merytorycznie wyjaśnić przyczyn tragicznej śmierci klaczy, które to zdarzenie stało się powodem całej burzy, lecz powołuje się na rozmaite fakty i autorytety nie mające związku ze sprawą. A przecież choćby kompetentnie wykonana sekcja mogłaby wyjaśnić raz na zawsze sprawę - istnieje, teoretycznie, cały szereg możliwych przyczyn nagłego zejścia śmiertelnego konia, jak choćby pęknięcie aorty itp., które akurat nie zależą od sposobu użytkowania. Również te przyczyny zależne od treningu i pracy sekcja by ujawniła.
Być może nikomu to nie przyszło do głowy, ale skoro nikt (chyba) nie wezwał lekarza do umierającego konia (wątpię, czy padł w 5 sek. jak gromem rażony), to pewno nikt również nie badał klaczy wcześniej, skoro wykazywała niepokojące objawy. Natomiast prowadzone przez dyskutantów rozważania na temat udziału zimnokrwistych koni, porównywania ich z arabami dowodzą jedynie niekompetencji. Niewątpliwie rasa predystynuje do konkretnego rodzaju wysiłku, ale o wszystkim decydują trening, rozplanowanie wysiłku podczas próby (rajdu) oraz predyspozycje danego osobnika. I na dobra sprawę nie ma znaczenia, czy to było 100, czy 15 km. Ważne, jak jechane i co ten koń robił wcześniej. Znam przypadek wałacha oo, który dostał mięsniochwatu po 5 km marszu stępem (bo przez parę dni wcześniej stał), wiem o klaczy Achal-Tekinskiej również zajechanej na śmierć na sportowym (sic!) rajdzie, mimo gęstej sieci bramek wet. Jeździec nie miał dość czasu i ochoty, by ja porządnie wytrenować przed rajdem, a podczas imprezy nie miał dość rozumu, by ja w porę wycofać. Rajd ukończyła, ale padła po paru dniach. Zdaniem właściciela kluczem do sukcesu miała być rasa, której predyspozycje wysiłkowe są tak duże, że można było zaniedbać trening. Okazuje się jednak, że nie.
W tej chwili to już i tak "musztarda po obiedzie", dziwne tylko, że za mało w tej sprawie merytorycznych wniosków, a za dużo emocji.
Ja osobiście nie mam nic przeciwko komukolwiek, kto zajmuje się kawalerią. Jeżeli jest to ksiądz, to bardzo dobrze. Sam znam innego, który jeździ konno, jest harcerskim i wojskowym kapelanem, odprawia msze św. mając nieraz mundur pod ornatem. I bardzo dobrze. Tylko trzeba to robić dobrze i odpowiedzialnie za to, co się robi. Prawdą jest to, co pisze ks.Dmochowski, że zajmując się końmi podejmuje się również ryzyko takiego dramatu, jaki był jego udziałem. Robiąc to jednak na forum publicznym tym bardziej trzeba odpowiedzialnie wyciągnąć merytoryczne wnioski z zaistniałej sytuacji. Inaczej dramat Zaabibi może się powtórzyć.
Koniarze maja to do siebie, ze wszystkich Pan Bóg sprawiedliwie obdarzył wiedzą o koniach - nikt nie uważa, ze ma tej wiedzy i doświadczenia za mało. Tutaj jednak potrzebna jest pokora.
Wiem to z własnego doświadczenia - miesiąc temu mnie również spotkał dramat. Mój ukochany koń, na którym jeździłem nie tylko pokazy ułańskie, ale przede wszystkim ujeżdzenie (zdobywał medale w Mistrzostwach Okręgu, Mistrzostwach Polski Amatorów itp.) złamał nogę podczas hubertusowej gonitwy. Reakcja części publiki też była bolesna - cześć miała za złe, cześć robiła aluzje do Whiskas itp. Koń został przewieziony do kliniki w Gliwicach, po licznych badaniach rtg okazało się, że przyczyną były niezbyt często spotykane zmiany zwyrodnieniowe kości, uraz mógł powstać równie dobrze np. na wybiegu. Koń jest leczony, kończynę ma chirurgicznie zaopatrzoną i unieruchomioną, a nas cieszy (przez łzy) to, że przeżył. Będzie miał u nas dożywocie, jeśli tylko będzie możliwa jego egzystencja bez cierpień.
Patrząc więc na tę sprawę ogólniej, nie należy arbitralnie nikogo potępiać czy dyskwalifikować. Skoro jednak sprawa stała się publiczna, strony muszą sięgnąć do argumentów merytorycznych i faktów, a emocje odłożyć. Pani takie fakty przywołała, merytoryczne argumenty również. Nie znalazłem ich, niestety, w retoryce strony ks. Andrzeja, bo albo są to ogólniki, albo omijają temat.

Pani Joanno,
Niewątpliwie prawda jest to, co powiedział (napisał) p. Novak-Zempliński, że jest Pani szczera do bólu. I dobrze. Pomijając całą burzę, sprawa i tak obróci się na korzyść koni, bo we własnym interesie każdy będzie wolał nie znaleźć się w ogniu takiej polemiki. Wielu z nas z tego żyje, a takie zamieszanie trudno nazwać reklamą. (to już wymiar czysto pragmatyczny). Ja mam przekonanie do Pani racji również w tym właśnie pragmatycznym wymiarze (co warto dać pod rozwagę kilku Pani respondentom) - kto przy zdrowych zmysłach, prowadząc hodowlę koni z przeznaczeniem na sprzedaż, będzie atakował publicznie bez nadzwyczajnej przyczyny swojego klienta oraz grono potencjalnych klientów? Zwłaszcza przy obecnej (nie czarujmy się - beznadziejnej) sytuacji na rynku sprzedaży koni?
Pozdrawiam serdecznie
http://www.zamek.com.pl/konie
  Mikołaj Rey 24-11-2000
  mik.rey@it.com.pl  


43. Musze powiedziec ze po przeczytaniu tej "Lektury" dech mi zaparlo.Nie komentuje poszczegolnych tekstow bo uwazam ze kazdy z adwersazy powinien na spokojnie przemyslec i przeanalizowac cale zdarzenie.Moje skromne zdanie jest takie ze zabierajac na tak forsowna "wycieczke"wysokozrebna klacz dokonano aktu zajedchania Biednej kobylki na smierc.Przykre jes ze dokonala tego osoba inteligentna w tym przypadku ksiadz.Jednak bez wzgledu jaka by to nie byla osoba sam fakt jest odrazajacy.Jednak czlowiek jest tylko marna istota i to moze ja sie myle. Lacze pozdrowienia
  Grzegorz F. 12-11-2000
  gfaron@interia.pl  


42. Cz. I. Przez przypadek weszłam na końską stronę internetową Pani Joanny Grootings. Przeżyłam prawdziwy szok czytając artykuł i komentarze dotyczące Zaabibi. Zastanawiałam się jakie motywy kierowały autorami tych wypowiedzi. Nie sądzę, żeby była to tylko głupota i niewiedza, bo za dużo jadu się z nich sączyło. Zastanawiam się czasem dlaczego ludzie tak się nienawidzą, dlaczego nie potrafią podejść do siebie z życzliwością, może jest to skutek nietolerancji, braku lub chęci zrozumienia innych postaw, innych systemów wartości, nie wiem. Śmierć Zaabibi jest dla wszystkich, którzy ją kochali, prawdziwą tragedią i ja również przeżyłam ja głęboko. Dlaczego jednak niektórzy depczą świętość żalu i smutku po stracie szukaniem winnych i co gorsza, opluwaniem ks.Dmochowskiego? Jest to dla mnie tym bardziej niezrozumiałe, że treści artykułów są zwykłymi kalumniami.
  Jola Pieszak 09-11-2000
  jolap@dipservice.com.pl  


41. Cz. II. Wiele razy miałam okazję obserwować podejście ks. Dmochowskiego do koni, miałam też to szczęście, że poznałam Zaabibi, już po ułożeniu jej przez ks. Dmochowskiego. Pokochałam ją całym sercem. Była wspaniałym koniem, niezależna, dumna i kochająca swojego pana. Jest dla mnie najpiękniejszym koniem jakiego znałam, choć nie kryje się z tym, że nie jestem hodowcą koni i moja wiedza na ich temat nie jest gruntowna. Jednakże nawet jako laik potrafię powiedzieć jak była traktowana, a jako człowiek potrafię wyczuć jak była kochana i vice versa. Nie powinnam może mówić co czują inni, bo to potrafią określić tylko oni sami, ale chcę tu opisać co widziałam obserwując ks. Dmochowskiego. Widziałam przede wszystkim wielką zażyłość między nim i jego końmi, widać było, że kocha je całym sercem, jednak nie w sposób głupi i bezkrytyczny. Kochał je jak ojciec swoje dzieci – wychowując i ucząc, tak by w przyszłości nie zrobiły krzywdy ani sobie ani nikomu innemu. Jest człowiekiem, który na każdym kroku myśli za siebie i za swoje konie, który przewiduje, co może się stać i stara się temu zawczasu zapobiec. Jest człowiekiem, który potrafi stworzyć harmonię ze swym koniem nie tylko kiedy na nim siedzi, ale też i na co dzień, pielęgnując je i karmiąc. Bo kochać konie to nie tylko na nich jeździć, ale też opiekować się i być z nimi. Nigdy nie uwierzę, że zjeździł konia na śmierć. Jest to oszczerstwo, które świadczy jedynie o charakterze p. Grootings.
  Jola Pieszak 09-11-2000
  jolap@dipservice.com.pl  


40. Cz. III. Zarzuty p. Grootings są podłe i ujawniają jej nieznajomość faktów i osób. Na przykład opisywany przez nią pokaz kładzenia Zaabibi na IV Pokazie Koni Arabskich Własności Prywatnej. Nie byłam na tym pokazie, ale wielokrotnie widziałam z bliska kładzenie Zaabibi przez ks. Dmochowskiego i wiem, że skłaniał konia do położenia się nie siłą rąk (bo tych używał bardzo delikatnie), lecz dosiadem. Następne stwierdzenie dotyczy Noriny. P. Grootings pisze, że ma ona pourywane ścięgna. Zadam pani tylko jedno pytanie : skąd pani to wie? Czy może od ks. Dmochowskiego, a może od weterynarza, który ją oglądał ? Czy też z innych, plotkarskich, źródeł?
  Jola Pieszak 09-11-2000
  jolap@dipservice.com.pl  


39. Cz. IV. Dalej zastanawia się pani, czy księża powinni „bawić się w kawalerię”. Jakim prawem mówi pani w tak ironiczny sposób o rzeczach ważnych dla innych! Czy zawsze depcze pani świętości ? Nie ma pani żadnych zasad, nie liczy się pani nigdy z drugim człowiekiem, z jego uczuciami? Czy ks. Dmochowski tak panią zranił, że zieje pani do niego tak wielką nienawiścią? Jeżeli tak jest to chyba powinna pani przedyskutować swoje problemy z ks. Dmochowskim, a nie na forum publicznym. A może czuje się pani nieskazitelna, że tak łatwo rzuca pani w innych kamieniami? Następne pytanie jest natury formalnej. Dlaczego podaje pani w swojej wypowiedzi nie sprawdzone fakty, lub co gorsza odniosłam wrażenie fakty wywodzące się ze złośliwych plotek. Do pana Andrzeja Novak-Zemplińskiego mam zaś następujące pytanie : dlaczego ks. Dmochowski miałby cokolwiek wyjaśniać i się usprawiedliwiać, czy taka jest praktyka, że śmierć konia należy publicznie usprawiedliwić i przeprosić? Na koniec przytoczę przysłowie, które ilustruję tę brudną sytuację : Psy szczekają a karawana idzie dalej. Myślę, że tak jest i teraz, a psy poprzez hałas jaki zrobiły ujawniły tylko gdzie są. I za to wam dziękuję, bo będę was omijać wielkim łukiem, nie ze strachu lecz z niesmaku. Jola Pieszak
  Jola Pieszak 09-11-2000
  jolap@dipservice.com.pl  


38. Ta polemika nie jest powodem do śmiechu, jak skwitował to autor komentarza 37. Jest powodem do głębokiej reflekcji dla każdego z nas. Wszystkim Państwu polecam do przeczytania komentarz Pana Andrzeja Novak-Zemplińskiego, wspaniale napisany, głęboko przemyślany, niezwykle trafnie, moim zdaniem, oceniający całą tę polemikę. Nic ująć, nic dodać (więc dodawać nic nie będę). Składam Panu, Panie Andrzeju, wyrazy najszczerszego uznania. A każdemu znas, również i sobie, życzę pokory, o której pisze Pan Andrzej Novak-Zempliński. Agnieszka Potocka
  Agnieszka Potocka 27-10-2000
     


37. prosze to skonczyc.Taka agresja do niczego nie prowadzi, tylko ludzie maja sie z czego smiac. Slawek
  slawek 27-10-2000
  slawek@polaccess.com  


36. Ciąg dalszy odpowiedzi do Pana Andrzeja Rola-Stypułkowskiego (Pkt33) Niezbyt rozumiem o jakiej "odmianie swego artykułu" Pan pisze. Nie przypuszczam, by próbował Pan nakłonić mnie do wycofania mojego artykułu, a więc którą z sekwencji miałabym "odmienić"? Z poważaniem
  Joanna Grootings 26-10-2000
  j  


35. Szanowny Panie Andrzeju Rola-Stypułkowski (sądzę Księże Andrzeju Stypułkowski), Czy to ja zajeździłam klacz na śmierć, by "bić się w piersi"? Czy też może mam się bić w piersi za to, że klacz wyhodowałam? Chyba myli Pan tutaj osoby i pojęcia. Przykro mi również - ale zostałam do tego zmuszona - poinformować Pana, że o WSZYSTKICH faktach dotyczących klaczy Zaabibi dowiedziałam się właśnie od Pana Profesora Ludwika Maciąga. Moja rada na przyszłość: proszę konsultować sprawy zanim ujrzą one światło dzienne, bo czasamipowoływanie się na opinie osób bez ich wiedzy może wprowadzić niepotrzebny dodatkowy zamęt. Dalszy mój komentarz dotyczący Pańskiej wypowiedzi nie jest chyba już konieczny. Dodam tylko, że nie zawsze ten, kto używa konia pod siodłem jest równocześnie hodowcą. To dosyć odrębne pojęcia. Dziękuję jednak za wyrazy współczucia (mam nadzieję, że są szczere), bo są one pierwszymi, które nadeszły do mnie od osób bezpośrednio związanych z księdzem Dmochowskim i klaczą Zaabibi. Mnie zaś boli serce, że miesza Pan w tę sprawę Pana Romana Pankiewicza zupełnie nie znając Jego opinii na temat tej sprawy, a przede wszystkim, że w takim kontekście wspomniana została śp. Żona profesora Maciąga. To wg mnie zbyt daleko idący i dosyć bezwzględny sposób używania zmarłych do auto-(czyjejś)reklamy.
  Joanna Grootings 26-10-2000
     


34. Cz.IV Szkoda, że ludzie tak szybko odchodzą, że ktoś umiera mając 30 czy 40 lat, chory na nowotwór, wylew, czy zawał serca, szkoda, że 10 letnie dziecko wpadło pod samochód, szkoda, że umarła Pani Ewa Maciąg, (nb. darząca Ks. Andrzeja niezwykłą sympatią) tak wcześnie mogła jeszcze tyle pomóc Kochanemu Ludwikowi. Szkoda, że padła Zaabibi…. Choć z grzechów Panią będzie rozliczał Pan Bóg, „choć wiara w Boga to sprawa osobista każdego z nas ja twierdzę, że nie ma Boga w sercu Boga ten, kto nienawidzi bliźniego. „Bo nie można kochać Boga, którego nie widać, jeśli się nie kocha bliźniego, którego widzimy”. Szkoda, więc Zaabibi……. Szkoda Pani, Pani Joanno……. Szkoda Ks. Andrzeja……. Szkoda prof. Maciąga……. Szkoda…… Niech Pani się modli za swoich przyjaciół, jak to czynił starożytny filozof „Boże daj mi jednego prawdziwego wroga, ale zachowaj mnie od fałszywych przyjaciół”. „Bo lepiej z mądrym stracić, niż z głupim znaleźć” Za prof. Ludwikiem Maciągiem powtarzam „Koniarze wszystkich krajów łączcie się!!!” Z poważaniem
  Andrzej Rola-Stypułkowski 26-10-2000
     


33. Cz III Pyta Pani „Czy księża w ogóle powinni bawić się w kawalerię” – myślę, że to nieistotne byle znali się na sztuce, nawet sam Profesor bierze udział w kapłańskich hubertusach zawsze będąc z nich zadowolony i pełen podziwu dla księży. Wracając do nieśmiertelności Zaabibi to również prorokował prof. Maciąg, mówiąc „Andrzeju, uczyniłeś Zaabibi nieśmiertelną” Już starożytni mówili „ człowiek staje się nieśmiertelny przez swoje dzieła i czyny”. Myślę, że Ks. Andrzej uczynił Zaabibi nieśmiertelną, brała bowiem, jak mało który koń, udział w wielu pokazach. Zawsze wyjątkowa chętna do współpracy z jeźdźcem, budziła u wielu zachwyt i podziw, czego dowodami są liczne nagrody, które zdobyła. Szkoda, że padła. „Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”. Jeśli Pani nie odmieni swego artykułu, to okaże się Pani niedojrzałą, naiwną, wierzącą plotkom osobą. Autorytet Pana prof. Maciąga, jego doświadczenie w hodowli, czy marszach oraz spostrzeżenia o postępach Ks. Dmochowskiego są dla mnie cenniejsze, niż Pani wypociny z relacji, jak się domyślam, fałszywych przyjaciół cdn...
  Andrzej Rola-Stypułkowski 26-10-2000
     


32. CzII Ludwik Maciąg mówił wiele razy, słyszałem to na własne uszy, „Eosa (OO) mogę powierzyć tylko w ręce Ks. Andrzeja”. Podziwiałem razem z prof. Maciągiem Ks. Andrzeja na ujeżdżalni mówił „popatrz to dosłownie para, jeździec i koń to jedno”. Innym razem mówił „ten Ksiądz ma chyba od Boga jakiś dar dogadywania się z końmi”. Zawsze stawiał mi za wzór Ks. Andrzeja. To jego angażował w swoje wystawy prac, by przed wejściem do galerii były konie, mówił „nikt tego lepiej od Ciebie nie zrobi Andrzeju”. Biorąc udział w defiladach w Zarębach mówił do wszystkich ludzi „daruję tę klacz Ks. Dmochowskiemu, bo wiem, że nigdzie jej lepiej nie będzie”, „jestem spokojny o Zaabibi, gdy jest w twoich rękach”. Pisze Pani o Pielgrzymce na Jasną Górę, też brałem w niej udział i powiem Pani, że prowadził ją Pan prof. Maciąg na arabskim ogierze Eosie. Ten 80-letni oryginalny kawalerzysta, to On nadawał tempo marszu. Wiele razy mówił w czasie odpoczynków „ wiesz Andrzeju ty to masz rękę do koni” -będąc dumny z Zaabibi- „ nie widać na niej cienia zmęczenia” Będąc w Grabowie na zawodach cieszył się „Siwą” i tym wspaniałym duetem, który wspólnie tworzyli. No może nie jednym, że zajęła II miejsce, ale folbluty podobno są szybsze cdn...
  Andrzej Rola-Stypułkowski 26-10-2000
     


31. Szanowna Pani Joanno Serce mnie boli, gdy widzę kiedy dzieje się krzywda dla zwierząt w tym również koni. Sam jestem hodowcą koni, również znam ten ból, który czuje Pani. Składam, więc Pani wyrazy współczucia, lecz żal mi też tego księdza, którego Pani opisuje, ponieważ wątpię, aby ten przypadek jego cieszył. Agresywne słowa Pani, ziejące taką nienawiścią, w końcu mieszanie w to kapłaństwa jest dla ludzi na poziomie nie na miejscu, a za taką Panią uważałem. Czasami lepiej jest uderzyć się we własne piersi „moja wina” niż wyplatać takie brednie, bez logiki i odniesienia do normalności, a w końcu jak Pani pisze „znam to z opowiadań przyjaciół”. Co innego, gdy jest się przy tym osobiście, widzi na własne oczy. Powinna Pani wziąć pewną poprawkę na tych „przyjaciół znawców koni”. Znam osobiście Ks. Andrzeja, opowiadał mi wiele o Pani zawsze pozytywnie, pełen uznania za ogrom pracy i wysiłek, za troskę oraz przyjaźń. Jeśli chodzi o Pani konie Ks. Andrzej był dumny z Pani hodowli przepięknych arabów. Może ci pseudo przyjaciele chcą was skłócić? Ale może Pani pytać też znane autorytety w sprawach koni jak prof. Ludwik Maciąg, Tomasz Pieczyński, Roman Pankiewicz, i wielu innych, oni wszyscy Ks. Andrzeja znają i jego osobisty stosunek do koni. cdn..
  Andrzej Rola-Stypułkowski 26-10-2000
     


30. Szanowna Pani Joanno Serce mnie boli, gdy widzę kiedy dzieje się krzywda dla zwierząt w tym również koni. Sam jestem hodowcą koni, również znam ten ból, który czuje Pani. Składam, więc Pani wyrazy współczucia, lecz żal mi też tego księdza, którego Pani opisuje, ponieważ wątpię, aby ten przypadek jego cieszył. Agresywne słowa Pani, ziejące taką nienawiścią, w końcu mieszanie w to kapłaństwa jest dla ludzi na poziomie nie na miejscu, a za taką Panią uważałem. Czasami lepiej jest uderzyć się we własne piersi „moja wina” niż wyplatać takie brednie, bez logiki i odniesienia do normalności, a w końcu jak Pani pisze „znam to z opowiadań przyjaciół”. Co innego, gdy jest się przy tym osobiście, widzi na własne oczy. Powinna Pani wziąć pewną poprawkę na tych „przyjaciół znawców koni”. Znam osobiście Ks. Andrzeja, opowiadał mi wiele o Pani zawsze pozytywnie, pełen uznania za ogrom pracy i wysiłek, za troskę oraz przyjaźń. Jeśli chodzi o Pani konie Ks. Andrzej był dumny z Pani hodowli przepięknych arabów. Może ci pseudo przyjaciele chcą was skłócić? Ale może Pani pytać też znane autorytety w sprawach koni jak prof. Ludwik Maciąg, Tomasz Pieczyński, Roman Pankiewicz, i wielu innych, oni wszyscy Ks. Andrzeja znają i jego osobisty stosunek do koni. cdn..
  Andrzej Rola-Stypułkowski 26-10-2000
     


29. Włosy z grzywy (fraszki)

Na misjonarza
Przykra w Zarębach sprawa, zamiast nawrócić ksiądz zabił araba.

Na pasterza
Konia wyprowadził na manowce, a gdzie owce?

Na trenera
Dlaczego malarz pozbył się klaczy? może ksiądz szkolenie spartaczył!

Do M&E
Niech żyją Marta & Edyta, bo koń już wyciągnął kopyta.

  Jerzy Bończa Kowalski 26-10-2000
     


28. Część II
Zwolennicy księdza Dmochowskiego, w swoim zacietrzewieniu przyjęli zasadę ze starego dowcipu - "a u was biją Murzynów". Nikt nic nie napisał w sprawie wyjaśnienia tragicznego zajścia, wszyscy frontalnie przypuścili atak na Panią Joannę Grootings - w sposób prymitywny, żałosny, ziejący nienawiścią. Oni wszystko oceniają z pozycji tych, co "wiedzą najlepiej", więc nie muszą żadnych faktów sprawdzać, odwołują się do autorytetów, choć wątpliwe jest by one chciały się w tej sprawie wypowiadać.
Miałem i mam liczne kontakty z oficerami kawalerii, czytam wspomnienia kawalerzystów. Temat jest mi szczególnie bliski i jestem wielkim entuzjastą powrotu tradycji kawaleryjskich - również byłem wielkim entuzjastą działalności księdza Andrzeja. Ale nie ze wszystkim było tak dobrze. W ocenie kilku oficerów kawalerii, których nazwisk nie będę wymieniał, bo może by tego sobie nie życzyli, pokazy księdza Andrzeja miały wiele braków i niedociągnięć w stosunku do regulaminowych zasad. Natomiast dobro konia w regulaminie, a bardziej w zwyczajach kawaleryjskich było na pierwszym planie i wszelkie zaniedbania w tej mierze były w wojsku karane najsurowiej.
Panią Joannę Grootings podziwiam za odwagę, choć nie akceptuję formy zwracania się do osoby duchownej "per pan". Myślę, że większość, przez wzgląd na sutannę, nabrałaby wody w usta.

Andrzej Novak-Zempliński Prezes Towarzystwa Przyjaciół Konia Arabskiego w Polsce
    25-10-2000
     


27. Brak pokory to główny powód nie pozwalający ludziom zachować właściwego dystansu do własnych postaw, do wydarzeń, w których uczestniczą bądź są ich ofiarami, jak też postrzegania tychże spraw i ich ocen przez innych. Brak pokory jest też głównym czynnikiem budowania podziałów w stosunkach międzyludzkich i środowiskowych. Brak pokory uchyla wrót "polskiego piekła".
Żenująca polemika, związana z artykułem Pani Joanny Grootings jest żywym dowodem na powyższe refleksje. Odebrałem to podwójnie boleśnie - jako koniarz i jako człowiek wierzący i praktykujący.
Znam Panią Joannę Grootings od lat i postrzegam jako osobę niezwykle miłą i otwartą, choć może czasami nadmiernie szczerą, stawiającą pewne sprawy wprost i bez znieczulenia. Ale gdyby nawet zbyt ostro oceniła sprawę, nie uwzględniając osobistej tragedii księdza Adrzeja - gdyż zakładam, że taką przeżył - Jego odpowiedź jest w żaden sposób dla mnie nie zrozumiała. Tu widać zabrakło ewangelicznej pokory, żeby chociaż w jakikolwiek sposób czyn swój usprawiedliwić, wyjaśnić okoliczności, przyjąć choćby część winy na siebie, przeprosić hodowcę klaczy za ten tragiczny skutek braku odpowiedzialności.
Nic podobnego. Ksiądz przyjął zasadę, że najlepszą obroną jest atak, demagogiczny, obłudny i pełen fałszu, mieszający do sprawy święte symbole wiary i imię Ojca Świętego - ZAPRAWDĘ NIEGODNE TO SŁUGI BOŻEGO.

cdn Andrzej Novak-Zempliński
Prezes Towarzystwa Przyjaciół Konia Arabskiego w Polsce
    25-10-2000
     


26. Pewien pleban w Kościelnych Zarębach
klacz swą w konnej pielgrzymce zarąbał
gdy mówiono, że odda wnet ducha
on nastawiał tylko pół ucha.

  Jerzy Bończa Kowalski 25-10-2000
     


25. Dziękuję Panu Markowi S. (p.23) za pytanie, które nurtuje wszystkich. Powinien Pan je skierować jednak do Księdza Dmochowskiego a nie do mnie. Pomogę tu Panu i powtórzę za Panem - Księże Dmochowski, jak Księdzu udało się zajeździć tę klacz na śmierć ?????
  Adam M. 24-10-2000
  adammc@free.polbox.pl  


24. Pewien ksiądz w Zarębach Kościelnych
gdy odbębnił obowiązek niedzielny
brał na tacę po mszach coniedzielnych
miał fantazję jak ułan ten pleban
i gdy konia raz wysłał do nieba
rzekł: chyba ten koń był, NIE DZIELNY

  Jerzy Bończa Kowalski 24-10-2000
     


23. Panu Aplogecie "pustych teorii"(p.19), krzyczącemu wielkimim literami, krótkie pytanie: jeśli klacz zimnokrwista "nie zostala zajeżdżona" w czasie tego "morderczego marszu" , to jak mogła zostać "zajeżdżona" klacz rasy arabskiej? Naprawdę trzeba "fantazji" to takich wniosków.
  Marek S 24-10-2000
     


22. Pewien ksiądz z Kościelnych Zaręb
pod sukienką nosił talent
gdy nie służył u Pana
to się bawił w ułana
bo do nieba chciał dostać się cwałem.

Pewien pleban w miasteczku nad Bzurą
posługując się starą lekturą
na ułana się kreował
lecz się ciut zagalopował
miast ułanem być jest kreaturą.

Sługa boży w Zarębach po święcie
od malarza wziął konia w prezencie
Dziwny pomysł miał pleban
Konia wysłał do nieba
Koń nie wrócił
ksiądz stracił zajęcie.

  Jerzy Bończa Kowalski 23-10-2000
     


21. Księże Andrzeju przesyłam Księdzu wyrazy współczucia, bo sam przeżyłem podobną tragedię i dlatego jestem w stanie zrozumieć Księdza. Niech podłość Pani Joanny nie zniechęci Księdza do dalszych działań. W życiu nie tylko musimy rozstawać się z końmi,dzieje się tak samo z ludźmi, których kochamy. W obliczu śmierci pozostajemy bezradni Dedykuję Księdzu swój wiersz, nich będzie on umocnieniem w dalszym życiu: Mimo wszystko Ludzie są nierozumni, nielogiczni i samolubni, KOCHAJ ICH MIMO WSZYSTKO Jeśli czynisz dobro, oskarżą cię o egocentryzm, CZYŃ DOBRO MIMO WSZYSTKO Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów, ODNOŚ SUKCESY MIMO WSZYSTKO Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro, BźDź DOBRY MIMO WSZYSTKO Szlachetność i szczerość wzmagają twoją wrażliwość BźDź SZLACHETNY MIMO WSZYSTKO To, co budujesz latami, może runąć w ciągu jednej nocy, BUDUJ MIMO WSZYSTKO Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twej pomocy, Mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz, P0MAGAJ, MIMO WSZYSTKO Dając światu najlepsze, co posiadasz, otrzymujesz ciosy, DAWAJ ŚWIATU, CO NAJLEPSZE, CO POSIADASZ, MIMO WSZYSTKO Szczęść Boże w pracy kapłańskiej i działaniach kawaleryjskich
  Wojciech D 22-10-2000
     


20. Fantazja na tematy ułańskie

Właściciel zabił psa. Sąd, wyrok, prokurator.
Właściciel zajeździł klacz, kawalerzysta-amator
Śmierć bez KOŃsekwencji, sutanną się wykręci
I w rękę chwyciwszy krzyż
krzyknie sprawiedliwości - a kysz! przepadnij maro nieczysta!
Oj rozczuliłeś mnie księże, ty umiesz z życia korzystać.
Grosz do grosza zbierzesz "co łaska", jak ziarnko do ziarnka
Lecz bacz bo przebierze się miarka
I któż ci konia wyczaruje z obrazka.
Toż to jak z diabłem układ, każesz jak czart Twardowskiemu
konie zaklęte na płótnach zamienić w żywą konia istotę
a potem nie wiedzieć czemu twoja próżność i pycha
powie nie dałaś rady zdychaj,
a więc chapeau bas! Panowie
przed księżym majestatem
włąścicielem i katem-namiestnikiem bożym
niech każdy na tacę położy
bo ksiądz chce sobie postrzelać
BATEM.

  Jerzy Bończa Kowalski 22-10-2000
     


19. Od apologetów Wartości prezentujących się na tej stronie (włącznie z osobami duchownymi) zieje nienawiścią, to nieco dziwi ale jeszcze nie przeraża i można by pominąć milczeniem te bardziej lub mniej udane (za to zawsze obszerne) elukubracje gdyby nie przerażająca konstatacja - NIKT Z OBROŃCÓW CZYNU KSIĘDZA (WŁźCZNIE Z NIM SAMYM) NIE ZAPRZECZYŁ TEMU, ŻE KOŃ ZOSTAŁ DLA FANTAZJI ZAJEŻDŻONY PRZEZ KSIĘDZA NA ŚMIERĆ.
  Adam M. 19-10-2000
     


18. Obserwując rynek koński od paru lat zastanawiałem się dlaczego Pani nieustannie reklamuje się ze sprzedażą swoich arabów. Gdy przed dwoma laty poznałem klacz Pani hodowli Zaabibi, złośliwą, agresywnie reagującą na ludzi nawet na dzieci i w stosunku do innych koni dało mi to całkowitą odpowiedź. Nie mogłem zrozumieć szkalowanego przez Panią Księdza, który dwa miesiące ją oswajał, aby przestała kłaść uszy i przychodzić do ręki. Na pytanie dlaczego tak się poświęca i czy możliwe jest uczynić ją przyjazną człowiekowi odpowiedział "Czynię to dlatego , bo ujeżdżam ją przyjacielowi". Nasuwa się pytanie dlaczego P. profesor pozbył się tej klaczy, gdy zaczęła już chodzić pod siodłem? Sprzedała już Pani wiele koni, ale jeszcze nie spotkałem się z opinią żeby ktoś je pochwalił. Nieudane źrebięta, których Pani się skrzętnie pozbywa to brak znajomości w hodowli. Rozumiem P. prof. Maciąga, który poświęca swoje obrazy nie bacząc na los jaki ich spotka, aby ratować z Pani rąk nieszczęśliwe konie, ale czy zdoła uratować wszystkie. Czy Pani hodując araby nie rozumie, że ptak stworzony jest do latania a koń do biegania. Czy nie byłoby lepiej, aby zaprzestała Pani krzywdzić te przepiękne zwierzęta, a jeśli nie chce Pani naprawdę rozstać się z końmi, to przy swej mizernej wiedzy czy nie lepiej byłoby się zająć hodowlą koni zimnokrwistych, która nie wymaga większego znawstwa, wystarczy umieć tylko liczyć kilogramy.
  Maciej Z. 19-10-2000
     


17. Pielgrzymkę do Częstochowy nazwała Pani marszem ponad siły. Połowa koni, które brały w niej udział to konie zimnokrwiste. Jeden z koniarzy nazwał to "zabawą dla dzieci", gdy dowiedział się, że średnio dziennie maszerowano dziennie 35 km. W marszu do Grabowa, którego nazwy dokładnie Pani nie zna, bo słucha tylko plotek. Szła klacz sp i zwykła chłopska. Jechało 11-letnie dziecko dla którego nie było to ponad siły i wyżej wymienionych koni. Jakie są zatem te Pani "araby". Skłóciła już Pani Polskie Towarzystwo Przyjaciół Koni Arabskich prywatnych hodowli, chce Pani teraz skłócić miłośników polskiej tradycji kawaleryjskiej. Nie wprowadzajmy w naszym kraju zwyczajów arabskich, gzie na 1 miejscu jest koń. Czy Ksiądz od Pani kupił tę klacz? Czy nie ma już w Pani odrobiny honoru i nie przestanie deptać godności Pana prof. Maciąga, który musiał mieć powody, aby ofiarować Księdzu klacz. Poznając bliżej Pani charakter i znając wspomnianą klacz Zaabibi nie poleciłabym nikomu od Pani konia. Mój syn też zajmuje się końmi, kładzie je pod siodłem i nigdy żaden go nie ugryzł, bo są dobrze wychowane. Czy koniom nie udziela się charakter ich właścicieli?
  Teresa Z 19-10-2000
     


16. Zaintrygowała mnie Pani wypowiedź, dlatego pozwalam sobie na krótki komentarz. Nie znam bliżej ks. Andrzeja Dmochowskiego, ale kilka razy widziałam Go w „akcji”. Byłam pełna podziwu, jak świetnie może współpracować jeździec i koń, bez wymuszania na zwierzęciu czegoś ponad jego siły. Widać było wzajemne zrozumienie i zaufanie. Na podstawie wypowiedzi i zachowania ks. Andrzeja, podczas uroczystości w Zarębach Kościelnych, mogę stwierdzić, że jest człowiekiem odpowiedzialnym, a hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” nie jest Mu obce, a nawet głęboko zakorzenione w sercu Syna Kawalerzysty. Nie dziwi więc zainteresowanie końmi i poświęcenie dla krzewienia tradycji kawaleryjskiej. Wiem, że dla parafian, pasja ks. Andrzeja nie jest zgorszeniem, ale wielką chlubą i mobilizacją do życia wiarą. Śmiem twierdzić, że śmierć konia stała się dla Pani dobra okazją, aby uwłaczać kapłanom. W Pani oczach to mali chłopcy bawiący się w wojnę, szukający wrażeń i poklasku. W związku z tym nasuwa mi się kilka pytań: Czy księża mający jakieś pasje są mniej wartościowi w oczach Boga i ludzi? NIE, bo to piękny sposób na wypełnianie kapłańskiego posłannictwa. Czy praca przy koniach i zdobywanie sztuki jeździeckiej to zabawa dla zaspokojenia ambicji? NIE, to ciężka praca. Czy była to jedyna klacz, która padła? Czy z powodu śmierci konia należy zniszczyć człowieka, jego godność? Słowo potrafi zranić bardzo głęboko, głębiej niż najostrzejszy nóż. Dlatego kończę i dedykuję Pani tekst piosenki zespołu Lombard :” ...Gdziekolwiek jesteś w dzień, czy w nocy, oczyma widza oglądasz grę. Ktoś inny zmienia świat za ciebie, nadstawia głowę, podnosi krzyk, A ty z daleka, bo tak lepiej i w razie czego nie tracisz nic. Przeżyj to sam,...nie zamieniaj serca w twardy głaz, póki jeszcze serce masz...” Martyna&Edyta
  E&M 18-10-2000
  rybaczyk@lomza.opoka.org.pl  


15. Odpowiedź na Komentarz Księdza Grzegorza Sniadacha vel WC (Pkt Nr 9) Szanowny Panie, Ponieważ Pański komentarz jest dla mnie niezrozumiały - uprzejmie proszę o wyjaśnienie o co właściwie Panu chodziło w tej wypowiedzi. Z wyrazami szacunku Joanna Grootings
  Joanna Grootings 18-10-2000
     


14. Przyznam, ze jestem w klopocie. Z jednej strony nie moge zaakceptowac takiego traktowania zwierzat, obojetne, duzych czy malych. Z drugiej zas powinna istniec jakas formula, ktora pozwoli trenowac/tresowac psa, ptaka, foke czy tez konia w sposob ktory jest do zaakceptowania przez cywilizowane spoleczenstwo. Z ktorej jednak strony nie bedziemy patrzec, nawet z mojej - zaznaczam, ze nie jestem koniarzem a edukuje mnie moja 12 corka - bardzo zle sie stalo, ze takie zwierze pada w tak dramatycznych okolicznosciach. Na zakonczenie dodam, ze moje dziecko "wychowuje" 1,5 rocznego szczura. Holubi je, pielegnuje, przemywa oczy i wyprowadza na spacery. Nie wyobraza sobie, zeby jej zwierzeciu, powszechnie uwazanemu za obrzydliwe, moglo sie cos stac. Po przeczytaniu artykulu rozplakala sie. CZLOWIEK TO NIE WSZYSTKO mimo, ze BRZMI DUMNIE.
  Tadeusz Olczak 18-10-2000
  tadol@netix.pl  


13. Odpowiedź na komentarz Księdza Andrzeja Dmochowskiego (Pkt 6 i 7). cd... Proszę mi również nie zarzucać wrogości do kapłaństwa (bo nie jest Pan jedynym Duchownym który preferencyjnie nabył u nas konie i inne akcesoria) ani do kawalerii. Zapomniał Pan chyba, że z mojej inicjatywy jako jedyni w Internecie zajęliśmy się promocją I Konnej Pielgrzymki na Jasną Górę na naszym Końskim Portalu Internetowym www.horses.com.pl. Uważaliśmy to za wspaniałe wydarzenie i poświęciłam temu wiele czasu by zaprojektować stronę oraz funduszy, by była ona zamieszczona na portalu. Również na moją prośbę Profesor Ludwik Maciąg zgodził się napisać artykuł "Kawaleria polska - słów kilka", który bogato ilustrowany również został zamieszczony na naszym portalu. Obydwie strony wykonane zostały i zamieszczone w czynie społecznym. Czyż to uważać należy jako zarzucana mi przez Pana "wrogość"? Jak to zwykle bywa: nie otrzymałam za "mój wrogi wkład" nawet przysłowiowego "Bóg zapłać". Na zakończenie: ja nie mam żadnych uczuć w stosunku do Pana. Nie jest mi jednak obojętna Pańska postawa wobec koni i przeciwko temu będę występować. Mój artykuł miał na celu przestrzec innych przed tragicznymi skutkami ludzkiej głupoty i braku rozsądku w obchodzeniu się ze zwierzętami. Pan zaś - jako osoba duchowna oraz reprezentująca pewne kręgi społeczne - powinien być przykładem dla innych we wszystkich aspektach. Nie jestem - jak już widać - jedyną osobą, którą Pan rozczarował. Joanna Grootings
  Joanna Grootings 17-10-2000
     


12. Odpowiedź na komentarz Księdza Andrzeja Dmochowskiego (Pkt 6 i 7). cd... Co do zaniedbanych kopyt: chociaż argument jest dosyć śmieszny - acz tonący brzytwy się chwyta - przypomnę Panu nieco odległą historię owych nieszczęsnych kopyt, które tak rozdrażniły również Księdza Śniadacha (komentarz nr 8). Kiedy przyjechał Pan do naszej stadniny z Profesorem Maciągiem by obejrzeć Zaabibi była ona u nas ponownie od niedawna. Rzeczywiście kopyta wymagały korekty, ale wizyty kowala w naszej stadninie ustalane są z dużym wyprzedzeniem. Ponieważ nie była to sytuacja wymagająca natychmiastowej interwencji klacz oczekiwała na przyjazd kowala. Jednak Pan nalegał, żeby ją jak najszybciej zabrać do siebie. Przecież dobrze ją Pan obejrzał, a "darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby". Przykro mi również słyszeć dopiero dzisiaj, jakie to kłopoty miał Pan z klaczą. Przecież "wystarczyłby jeden telefon", a klacz wróciłaby do nas. Czyż nie pamięta Pan, że w krótkim czasie po odebraniu klaczy odwiedził Pan naszą stadninę i w dowód wdzięczności wręczył mi Pan Krzyż z Częstochowy, który (obok pamiątkowego Krzyża rodzinnego) jest w naszym domu? Ja Krzyża na pokaz nie wieszam, Boga - proszę Księdza - nosi się w sercu, a mój stosunek do wiary to moja osobista sprawa i tylko Pan Bóg będzie mnie z tego rozliczał. cdn...
  Joanna Grootings 17-10-2000
     


11. Odpowiedź na komentarz Księdza Andrzeja Dmochowskiego (Pkt 6 i 7). cd... Dbając jednak o dobro naszych koni - od momentu, gdy zakończyłam działalność własnej stajni wyścigowej - nie oddaję koni do treningu, ponieważ uważam, że nikt nie jest im w stanie w stanie zapewnić opieki i treningu jaki miały w Stajni Korfowe. To odpowiedź na Pana końcowe pytanie. Nie jest Pan doinformowany. A na pytanie czy kocham konie można łatwo odpowiedzieć, bo właśnie hodowli koni arabskich całkowicie poświęciłam ostatnie 10 lat mojego życia. Owa hodowla koni spowodowała, że od kilku lat jestem również wegetarianką - w myśl: "nie zabijaj". Wierzę, że na przestrzeni lat również w ten sposób uratuję życie kilku istotom. Uczestniczę również w pracy oraz aktywnie popieram działania "Klubu Gaja" - organizacji obecnie prowadzącej kampanię o zaprzestanie transportów rzeźnych koni. Czy mam zachowywać się obojętnie, kiedy wiedzę, że w najbliższym sąsiedztwie dzieje się im źle? Jestem zdziwiona, że próbując tłumaczyć "niezręczną sytuację" opowiada Pan śmieszne - ze względu, że czyni to Pan właśnie dopiero teraz - historie, że Zaabibi nie była zaźrebiana. Kiedy ja o tym dowiedziałam się od osób Panu najbardziej bliskich i zacnych (aktywnych w działaniach kawaleryjskich). Nie powiem, że niektórzy wyrażali swoją dezaprobatę o owym kuriozalnym połączeniu. W jakim więc świetle dzisiaj stawia Pan te osoby! Kto więc opowiada/opowiadał nieprawdziwe historie? Na pytanie odpowiem pytaniem: czy jeżeli osoba "należąca do tej samej rodziny" czyni zło - to nie wolno owych czynów potępiać, bo należy ona do tej samej rodziny i tylko dlatego mamy milczeć? Przykro mi, ale ja nie chcę należeć do takiej "końskiej rodziny". cdn..
  Joanna Grootings 17-10-2000
     


10. Odpowiedź na komentarz Księdza Andrzeja Dmochowskiego (Pkt 6 i 7). Szanowny Panie, Nie będę polemizować na tematy poruszone w Pańskim komentarzu, bo w większości - tak jak uwagi Księdza Śniadacha (komentarz 8) omijają one sedno sprawy i nie są adekwatne do tematu. O jakości Pańskiego treningu i użytkowania koni świadczą niestety fakty. Jego sposoby i efektywność "prowadzonego zgodnie z regulaminem kawalerii" zapisane są na kasecie video, którą nagrałam podczas "spektakularnego kładzenia" Zaabibi podczas pokazu na Służewcu i jeśli Pan życzy mogę ten film udostępnić na naszym portalu. Faktycznie wtedy Zaabibi próbowała Pana ugryźć - ale było to spowodowane desperacką samoobroną klaczy. Ja również zajmowałam się treningiem koni - byłam właścicielem Stajni Wyścigowej Korfowe. O jego jakości świadczą nasze wyniki: wygrana Derby, rekord Toru wyścigowego na 1600m, dwukrotne zwycięstwo w Nagrodzie Janowa Podlaskiego oraz Nagrodzie Kurozwęk, zwycięstwo w nagrodzie Kabareta oraz szereg, szereg innych spektakularnych zwycięstw. (Odsyłam Pana do naszej strony www.korfowe.com). Podczas tego dwuletniego ciężkiego treningu żaden z koni nie był kontuzjowany ani nie doznał uszczerbku na swym zdrowiu psychicznym. Jednak nie jest to miejsce by wymieniać nasze zasługi. Mimo, iż końmi zajmuję się profesjonalnie dopiero od 10 lat, to zawsze w naszym gospodarstwie obecny był koń i mój ś.p. Dziadek - chociaż nie był kawalerzystą - nauczył mnie miłości i szacunku do nich, bo od konia na wsi uzależniony był cały byt. Moje "końskie korzenie" sięgają znacznie głębiej niż owe 10 lat, podczas których w naszej stadninie przyszło na świat i zostało odchowanych 46 źrebiąt, większość, których została sprzedana w kraju i za granicę. Konie hoduje się dla własnej satysfakcji, z pasji, ale również po to, by je sprzedawać. cdn...
  Joanna Grootings 17-10-2000
     


9. Po przeczytaniu Pani artykułu przypomniała mi się wypowiedź Pana Wojciecha Cendrowskiego z „WC kwadrans” na temat jednej „Pani”, której zabrakło szacunku dla Ojca Świętego „..Wypadło sroce z pod ogona”.
  WC 16-10-2000
     


8. Znam Ks. Andrzeja Dmochowskiego od 14 lat jako człowieka jako człowieka kochającego Boga, ludzi, zafascynowanego końmi. Od wielu lat jest kapłanem i cieszył się zawsze dobrą opinią wiernych a do ludzi nie odnosi się z „bezwzględnym autorytetem”, lecz uczy ich zasad miłości chrześcijańskiej. Nie podoba mi się również określenie „zabawa w kawalerię”- bo uwłacza wszystkim tym, którzy jako Kawalerzyści polegli w obronie naszej Ojczyzny, a którym on odtwarzając prawdziwe tradycje kawaleryjskie oddaje hołd. Nie znam też innej parafii wielkości Zaręby Kościelne( parafii gdzie jest Ks. Andrzej) gdzie na Mszę za Ojczyznę przychodzi tak dużo ludzi. Czy to nie jest służba Bogu i ludziom? Co się zaś tyczy Zaabibi to, kiedy trafiła do Ks. Andrzeja, to nie przypominała klaczy o imieniu „kochana” i z jej zachowania wynikało, że nie była kochana przez poprzednich właścicieli. Do ludzi odnosiła się agresywnie i nieufnie, miała zaniedbane kopyta.... Sam byłem świadkiem ile Ks. Andrzej poświęcił trudu cierpliwości, wyrozumiałości, ile dał z siebie uczucia, żeby Zaabibi stała się dobrym, „kochanym” koniem. Wszyscy, którzy znają Ks. Andrzeja wiedzą, że nie skrzywdziłby żadnego konia. Jest Pani jedyną osobą, która znając miłość Ks. Andrzeja do koni w ten sposób ocenia tragedię, której on doświadczył. Od nas wszystkich otrzymał wyrazy współczucia.
  Ks. Grzegorz Śniadach 16-10-2000
  koordynator@lomza.opoka.org.pl  


7. Szanowna Pani Joanno cz.II Na koniec stawia Pani pytanie czy warto hodować konie? A ja pytam się Pani czy warto ratować źle wychowane konie, latami prowadzić korektę zaniedbanych kopyt, uczyć je pracy pod siodłem, aby ukazać ich odwieczną przyjaźń z człowiekiem. Nie wiedziałem, że jest Pani jasnowidzem, który bez względu na opinię kompetentnych osób, wydaje swoją osobistą. Śmiem twierdzić, że wynika to z Pani niezaspokojonych ambicji, wrogości do tego, co polskie ( Kapłaństwo, Kawaleria), z braku podstawowych wiadomości o sztuce jeździeckiej. Jeśli naprawdę kocha Pani konie to, dlaczego je Pani sprzedaje, wystawia na tor wyścigowy. Nie pozostaje mi nic innego jak modlić się za Panią, aby była wolna Pani od nienawiści szczególnie w stosunku do takich ludzi jak ja, którzy hodując konie i kochając je muszą przejść przez podobne tragedie. Z wyrazami szacunku Ks. Andrzej Dmochowski
  Ks. Andrzej Dmochowski 16-10-2000
     


6. Szanowna Pani Joanno cz.I W odpowiedzi na Pani artykuł pragnę wyjaśnić, że wszelkie treningi, które odbywam z końmi są prowadzone zgodnie z regulaminem kawalerii, jaki obowiązywał do 1939r. w porozumieniu z lekarzem weterynarii i przy współpracy z oryginalnymi kawalerzystami, którzy jako jedyni w tym kraju mają prawo na ten temat zabierać głos, bo oni to przeżyli. Jeśli Pani chciała zmienić los tej klaczy wystarczył jeden telefon do mnie a klacz następnego dnia wróciłaby do Pani. Kto Pani powiedział, że klacz została zaźrebiona ogierem hanowerskim? W tym roku ze względu na Pielgrzymkę na Jasną Górę wcale nie była kryta. Jeśli chodzi o klacz xx Norinę, to nie wiem czy po tym artykule jest Pani godna wspominać jej imię. Kto powiedział Pani, że ona ma zerwane ścięgna? Przez tor wyścigowy, na którym biegała dwa sezony nabawiła się tzw. kozieńca, z którym ją kupiłem. Nie ciągnąłem ją do Częstochowy jak Pani się wyraziła, ale jechał na niej jedenastoletni chłopiec i w czasie marszu nie doznała żadnej kontuzji. Pani końmi zajmuje się 10 lat ja od małego dziecka i zawsze zarzucano mi tylko jedno, że dam o konie zapominając o sobie. Po tym artykule, który Pani zamieściła stawiam sobie i Pani pytanie mającej taki stosunek do bliźniego należącego do tej samej rodziny końskiej, czy Pani naprawdę kocha Boga i drugiego człowieka? Czy kocha Pani konie, jeśli Zaabibi przed dwoma laty przyjechała do mnie z tak zaniedbanymi kopytami, że aż żal było patrzeć? Czy ma Pani prawo oceniać moją pracę kapłańską i mój stosunek do wiernych nie mając w swoim domu Krzyża największego symbolu naszej wiary chrześcijańskiej? Czytając ten artykuł cieszę się tylko z jednego, że wreszcie nauczyła się Pani zwracać do mnie jako do osoby duchownej "ksiądz" a nie "Panie Andrzeju" jak to uczynił jeden ze starszych Braci w wierze mówiąc do Ojca Świętego "Panie Papież". cdn...
  Ks. Andrzej Dmochowski 16-10-2000
     


5. Jeśli chodzi o mój komentarz do artykułu na temat księdza i jego wyczynów to trudno mi się wypowidzieć. Szkoda mi konia, ale szkoda mi też człowieka. On na pewno tego nie chciał, nawet jeśli zaniedbywał pewne reguły...Nie chcę go usprawiedliwiać , ale ja nie mam też prawa go osądzać. Osądzi go jego sumienie, które nie powinno być wypaczone.Wyrzuty sumienia z powodu popełnionego błędu to surowa kara. Być może przemyślenia skłonią księdza do porzucenia uciech z końmi.
  K.Z. 15-10-2000
     


4. Przyznam, ze tez jestem zdziwiona, jak komus takiemu jak ksiadz Dmochowski mozna dac w prezencie zywa istote??? Czyzby nikt w srodowisku koniarzy wczesniej nie wiedzial jak traktuje on zwierzeta (chociazby folblutke)? No, ale nie winmy za to co sie stalo ofiarodawcy. Absolutna wine za smierc Zaabibi ponosi duchowny. Na pytanie, czy ksieza powinni, lub tez czy moga hodowac konie i/albo "bawic sie w kawalerzystow" ? odpowiem, ze tego zabronic im nie mozna. To pelnoprawni obywatele wolnego panstwa. Mysle, ze nawet mogliby to robic na chwale sobie i ku propagowaniu chrzescijanskiego zycia w umilowaniu ludzi i zwierzat, ku propagowaniu polskiej tradycji, tak bardzo przeciez zwiazanej z "koniem". Mysle, ze mogliby byc wzorem godnym nasladowania, jak czlowiek powinien milowac zwierzeta, ktore sa przeciez czescia BOZEGO KROLESTWA. Ale to tylko moje pobozne zyczenia... Zaabibi padla. To jest precedens. Nie pozwolmy aby tego typu przypadki zdarzaly sie na naszych oczach. Pietnujmy je. To, co mnie bardzo zdziwilo w artykule pani Joanny, to absolutna beztroska sedziow, ktorzy pozwolili na "torturowanie" konia na pokazie, beztroska weterynarzy, ktorzy nie zauwazyli, ze kon w czasie rajdu wyglada "dziwnie". O co tu w ogole chodzi? A ksiedzu Dmochowskiemu powiem tylko tyle: to nie przeznaczenie, ze jego kon padl, tak jak i kon jego ojca. To GLUPOTA, BEZMYSLNOSC, BEZDUSZNOSC, BRAK ODPOWIEDZIALNOSCI i ... juz nie chce wiecej wyliczac bo cisna mi sie na usta malo cenzuralne epitety. I jeszcze jedno prosze ksiedza: PAN BOG NIE RYCHLIWY, ALE SPRAWIEDLIWY.
  Agnieszka Potocka 13-10-2000
     


3. Co wykazala sekcja zwlok ? Lub co na to weterynarze ? Slawek
  Slawek Dabkowski 11-10-2000
  slawek@polaccess.com  


2. chłop psa widłami - skończyło się kolegium ksiądz konia ostrogami - ... jestem zdumiony ze osoba duchowna moze byc tak bezduszna i bezmyslna. zastanawiam sie czy znecanie sie nad koniem (tak jak jest to opisane)jest zpelnie bezkarne?
  Stanisław Zieliński 20-09-2000
  horse@combat.com.pl  


1. Dawanie komukolwiek zwierzecia w prezencie uwazam za jedna wielka pomylke. To jest po prostu bezsensowne i nie jest to pierwszy przypadek, z ktorym sie spotkalem wlasnie w srodowisku ksiezy. Nie mam watpliwosci, ze stosunek czlowieka do zwierzecia jest odzwierciedleniem jego stosunku do innych ludzi. Wedlug mnie dalszy komentarz jest po prostu zbedny...
  Witek R. 19-09-2000
     


Poglądy prezentowane na tej stronie są tylko i wyłącznie poglądami ich autorów. Koński Portal Internetowy - horses.com.pl w żaden sposób nie ponosi odpowiedzialności za prawdziwość zamieszczanych treści, a także w żaden sposób się z nimi nie utożsamia.